Tesknie...

Tesknie za Nice.
Nieracjonalnie, mocno, nienasycenie...
Tesknie z dalekiej odleglosci. Tak jak teskni sie za kims, kto wyjechal daleko i nie wiadomo do konca, kiedy wroci i czy kiedykolwiek...
Tesknie sentymentalnie i idealizujaco.
Tesknie za ulicami, ktorych nazw juz coraz czesciej nie pamietam, za targami, restos i brasseries --
w centrum, Starym Miescie i Nice Nord.
Tesknie za poprawnymi mieszkancami i tymi rzucajacymi jaja przez okno o drugiej w nocy.
Tesknie za cafés, bezpretensjonalnymi miejscami, gdzie przy kawie mozna spedzic godzine albo dwie --
piszac, ogladajac ludzi tudziez rozmawiajac z przypadkowym osobnikiem plci meskiej, rzecz jasna...
Tesknie za "cherie", "mademoiselle", "vous etes charmante". (!)
Tesknie za promenada i dlugimi na niej promenadami.
Tesknie za morzem, za jego niespotykanym nigdzie indziej lazurem.
Ba, tesknie za kamiorami na plazy, ktore niewygodnie wbijaly sie w plecy spod recznika.
Tesknie za zapachem wiosny na tarassie w Villi z widokiem na morze.
Za beztroskim w tejze Villi zyciem, kiedy jeszcze nic nie bylo pewne i przypieczetowane,
kiedy byli w niej *wszyscy*, ktorzy byc powinni.
Tesknie za stromoscia wzgorza, ktore do niej prowadzilo, za colline.
Za cieplymi wieczorami, spacerami, wschodami Ksiezyca ogladanymi z Noah nad morzem...
Tesknie za Nice Nord cala i za Saint Maurice (ktory tak naprawde inne dzierzy imie, ale ktoz, oprocz map znawcow, bedzie je pamietal?).
Za Zone Pietonne, za rue Paradis, za Love i goraca, gesta, wloska czekolada popijana w wytwornym towarzystwie Beaty.
Tesknie za Basia i mna razem w Nice.
Za imigrantami sprzedajacymi podrabiane oryginaly markowych okularow, torebek i zegarkow.
Tesknie za Jean Medecin, wiecznie zaludniona ulica targowa; za Vieux Nice, stara dzielnica kolacyjno-imprezowa.
Za Carnavale, Fete de la Musique i 14 Juillet.
Za pizza od Steph'a, z La Pizza, a nawet Lou Pantail.
Tesknie za jej koncentracja i bliskoscia miejsc,
za architektura srodziemnomorska, pieknymi okazami na kazdym rogu,
za moja jej znajomoscia, opanowaniem i oswojeniem.
Tesknie za moja Nice, moim tymczasowym domem.
Tesknie i mam dziwne wrazenie, przekonanie i moze nawet pewnosc, ze kiedys tam jeszcze powroce i zamieszkam...
A tymczasem tesknie nieracjonalnie, nienasycenie i nieopanowanie...

I jedynie za kupami psimi omni-obecnymi, wokol ktorych trzeba skakac jak nad kalurzami po deszczu -- nie tesknie!